Dzisiaj pobudka o 6:20. Brrrr ciemno jak diabli, ciężko było wygramolić się spod kołdry i śpiącej obok żonki :) Ale jak już wstałem to poleciało. Mycie, ubranie, w między czasie zarzuciłem bananem i na pole. Z rana zimno, liczyłem zastać nad Pogorią ładny wschód słońca, niestety gęste chmury sprawiły, że słońce ledwo było widoczne i przez całą drogę było zimno i dość wietrznie.
W tym tygodniu odpoczynek od trenażera żeby nabrać trochę świeżości i ochoty na dalsze treningi. Dzisiaj bieganie, jestem zadowolony, pobiłem osobisty rekord w długości dystansu. Dzisiaj przebiegłem 10 km w czasie 1:19:27. Wzbudziłem nawet podziw wśród okolicznych fanów picia piwka bod budką. Zagadali mnie po skończeniu biegania jak daje radę tyle biegać i ile trzeba trenować by mieć taką formę :)
Dzisiaj ze szkolenia urwałem się wcześniej. Do domu i na trenażer. Ciężko było, dwie godziny się wlekły. Najpierw jeden odcinek SG1 i patom muza. Jakoś zleciało. Jutro jak nie będzie padać - w tej chwili leje - to idę biegać.
Od dwóch dni planowałem gdzie pojadę. Wreszcie sobota miała być ładna. Rano pobudka o 6:30, szybkie ubieranie i na rower. Tyle co wyszedłem a tu pod klatką odpada mi (pękła) przelotka utrzymująca linkę tylnej przerzutki. Na szybko nie byłem w stanie nic zrobić, kląłem przy tym jak szewc, niby można było jechać ale z dyndającą linką i nie działająca tylną przerzutką - dostępne najmniejsze przełożenie. No nic, szybka decyzja, rower z powrotem do domu. A ja zmieniłem tylko obuwie i poszedłem biegać. I tak pohasałem po okolicy przez godzinę. Jak to mówią "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma". Przelotka już upatrzona na allegro, tym razem metalowa za jedyne 5 zł :)