Trasa DG - Psary - Pyrzowice - Góra Siewierska - Przeczyce - Psary - DG. W pewnym momencie wskoczyłem na drogę 78 aby dostać się do Siewierza ale ruch tirów był ogromny. Zrezygnowałem i zawróciłem gdy jeden debil przejechał obok mnie na centymetry a podmuch wiatru mało nie wrzucił mnie do rowu.
Na Hale Jaworową prowadzi 7-dmio kilometrowy podjazd, praktycznie cały czas w górę, z jednym niedługim wypłaszczeniem. Spora dawka wysiłku, szczególnie na samym początku kiedy to jeszcze początkowa część podjazdu wiedzie szosą której nachylenia sięgają chyba blisko 45%. Potem jeszcze ciężka końcówka bo po sporych luźnych kamieniach. Za pierwszym razem kilka dni temu w drodze na Górę Kotarz musiałem robić jeden odpoczynek, tym razem powiedziałem sobie, że nie ma bata i wjadę bez stawania i dawania z buta. No i udało się :) Czas wjazdu to 44 minuty, poprzednio o pięć minut dłużej.
A po śniadaniu tam sama trasa ale już na piechotę z rodziną.
Cztery razy szosą od strony Brennej pod przełęcz Karkoszczonkę. W sumie ponad 600 metrów w pionie. Czułem w nogach jeszcze podjazd pod Kotarz sprzed dwóch dni. W sumie wyszedł super trening interwałowy.
Dzisiaj na szosie. Korzystając z urlopu i aby nie tracić dnia szybka pobudka o godzinie 06:00 i na rower. Trasa na Pyrzowice, potem Góra Siewierska, Przeczyce. Potem do centrum zobaczyć przygotowania do Tour de Pologne. Powoli buduje się meta i całe zaplecze dla obsługi i kolarzy.
Obowiązkowo wieczorem z synem idziemy popatrzeć na finisz TdP w DG.
Wyjechałem już około 06:30. Niestety pierwszy deszcz łapał mnie w Psarach. Na szczęście przeleciało szybko i do Siewierza był spokój. Od Siewierza w stronę DG ulicą Zagłębiowską wiało jak diabli, żeby po prostej jechać 20 km/h szok !!! niczym nad morzem podczas sztormu. Dało mi to nieźle popalić. Na Pogorii IV znów zaczęło padać i tak już do samego domu. Siewierz odwiedzę jeszcze raz ale już w bardziej sprzyjających warunkach. Liczyłem na więcej kilometrów dzisiaj, niestety wiatr i deszcze odebrały siły i ochotę na więcej.
Pomimo wczesnego wyjścia bo już około godziny 07:00 tym razem słońce dawało się we znaki już od samego rana. Jeszcze tyle potu nie wylałem na tej trasie. Po najcięższym kawałku trasy czyli na 50 km (po trzech największych podjazdach) byłem skonany a jeszcze na kole siadł mi jakiś gostek i tak trzymał się przez pewien czas a ja nawet nie miałem za bardzo sił, żeby go próbować zgubić. Liczyłem, że zmierzymy się na podjeździe w Toporowicach ale wcześniej gość skręcił na Warężyn. Generalnie po dojechaniu do domu padłem, wcześniej podjechałem do najbliższego sklepu kupując wodę do picia, musiałem wyglądać niezbyt ciekawie, bo ludzie w kolejce przepuścili mnie, żebym nie musiał stać :)
Wieczorem jeszcze basen z rodzinką. Tam trochę popływałem na sportowym dla rozluźnienia.