Jak dzisiaj mi się nie chciało. Pogoda w kratkę. W końcu wskoczyłem na trenażer. I o dziwo jechało się rewelacyjnie. Jakiś wypoczęty, noga podawała na obciążeniach na których dotychczas mogłem pokręcić tylko przez chwilę (blat, trenażer 2 i 3). Samopoczucie po treningu rewelacyjne :) Bez pulsometru bo zostawiłem go w domu i może to i lepiej, nie zaprzątałem sobie głowy pulsem i strefami.
Dzisiaj miała być trasa dookoła Pogorii II i IV jednak spora część trasy, ta leśna, bardzo podmyta i trzeba by brodzić w błocie. Stąd też wyszedł dzisiaj trening wyłącznie szosą niekoniecznie suchą. I tak: Pogoria II - Pogoria IV - Wojkowice Kościelne - Pogoria IV - Zielona - Łagisza - Sarnów - Będzin targ - Będzin Ksawera - DG Centrum - Dom. Trochę się ujechałem. Pogoda super. Jutro w planach Pyrzowice.
Zaplanowałem dzisiaj trasę Warszawa - Leszno - Warszawa. I tak wbiłem się na drogę 580 i "spokojnie" jechałem. Ładna średnia bo 34 km więc liczyłem, że trasę pokonam szybko. Aż tu nagle po 15 km poczułem dziwne buksowanie tylnego koła. No nieźle - guma. Lekko wkurzony ale zadowolony, że mam i pompkę i dętkę, nawet łatki i łyżki są więc byłem zabezpieczony. Nie wziąłem tylko jednego - klucza do śrub bo zamykacz został w kole do trenażera, o obecne mam przykręcane. No rzucałem bluzgami jak przysłowiowy szewc. Rozpocząłem poszukiwania kogoś kto poratuje mnie odpowiednim kluczem. Doczłapałem się tak do warsztatu samochodowego gdzie uzyskałem wspomniany klucz i spokojnie wymieniłem dętkę. Niestety czasu trochę straciłem, zaczęło się ściemniać więc ruszyłem w drogę powrotną. I taka to kicha z mojej wyprawy się zrobiła.
Na koniec II bieg po schodach z 17 kg rowerem na plecach na dziewiąte piętro. Czas 1:23.7 - poprawiony od ostatniego o 9.5 sekund :)
Dzisiaj znów trenażer. Ledwo wysiedziałem półtorej godziny. Nie wiem jakim cudem w zimie kręciłem po trzy godziny. Próbowałem oglądać filmy ale jakoś nic mnie nie wciągnęło. Liczyłem, że "Prorok" będzie dobry ale po niezłym początku potem kluchy. Przerwałem go w połowie, może wieczorem jeszcze do niego przysiądę.
Za oknem leje więc nie pozostało nic innego jak pokręcić w domu. Sześć interwałów ( 3 minuty, kad. 100-110, 6) potem dokręcenie do 50 km. Dzisiaj nie mogłem osiągnąć wyższego pulsu niż 172 choć próbowałem na różne sposoby - albo tak dobrze się czuje, w sumie wypoczęty, ostatnia jazda w zeszły czwartek albo jest coś nie tak ... hm ... ???
Dzisiaj, po dwóch dniach luźniejszych, mocniejszy trening. Najpierw rozgrzewka, potem sześć interwałów po 2.5 minuty każdy, tak aby osiągnąć puls na poziomie 95% i go przez pewien czas utrzymać. Potem dokręcenie do równych 50 km.
Znów pada !!! a mnie boli prawy bark i lewa łydka, że o siniakach nie wspomnę - to wynik sponiewierania mnie przez trasę w Zdzieszowicach. Jeszcze dzisiaj w nocy miałem koszmary z błotem w tle :) Dzisiaj wskoczyłem na trenażer żeby trochę się rozruszać. Spodziewałem się, że noga będzie doskwierać podczas kręcenia ale nic z tych rzeczy, więc po paru minutach podkręciłem i tempo i obciążenie.
Co tu pisać. Było kiepsko. Przez ogromną liczbę błota zarówno ciężkie (jak dla mnie) podjazdy jak i zjazdy. Na zjazdach właśnie zaliczyłem dwie gleby. Jak dla mnie trasa bardzo trudna. Na dodatek po pierwszym upadku nawaliła sprężyna naciągu jednej ze szczęk tylnego hamulca. Miałem dwie opcje - albo jechać bez tylnego hamulca albo z non-stop ocierającym jednym klockiem o obręcz. Oczywiście upłynęło trochę trasy zanim zorientowałem się, że tak ciężko mi się kręci przez ten hamulec. Najpierw podejrzewałem kapcia ale obydwie opony/dętki były OK. na szczęście połapałem się że to wina hamulca jeszcze przez rozjazdem na mini/mega i nie chcąc ryzykować zakończyłem dzisiejszy maraton na dystansie mini. Wynik beznadzieja w M3 80(98), w Open 325(416).